Podstawowe założenia ideologii ZERO WASTE

ZERO WASTE. Co to takiego? Może od tego należałoby zacząć. Zero waste to w skrócie po prostu życie bez śmieci, czyli postępowanie w taki sposób, aby generować tych śmieci możliwie jak najmniej, bo całkowite ich wyeliminowanie z naszego życia graniczy z cudem. To "zero" w nazwie jest tym nieosiągalnym celem, do którego wszyscy mają dążyć, choć prawdopodobnie nigdy tego celu nie osiągną. No cóż, ale nie bądźmy takimi pesymistami, tyle przecież możemy zrobić. Poza tym może akurat Tobie się uda ;) Przecież wg Gazety Wyborczej w Kalifornii mieszka rodzina, która produkuje jeden słoik śmieci w ciągu roku (sic!). Od czego więc zacząć?

Bardzo przydatny jest w tym względzie wykres zamieszczony na stronie ulicaekologiczna.pl składający się z pięciu "R" stanowiących podstawę ideologii zero waste. Niektórzy dodają do tych pięciu jeszcze dwa: repair i remember, ale początkującym (czyli mnie ;)) wystarczy te pięć. W wolnym tłumaczeniu na język polski to odmawiaj, ograniczaj, segreguj i kompostuj. Jednak w postaci pięciu "R" te zasady są znacznie łatwiejsze do zapamiętania. 


Pomysł na te "pięć przykazań" narodził się w głowie Bei Johnson, autorki amerykańskiego bloga "Zero Waste Home" i książki pod tym samym tytułem, która ukazała się w Polsce w tłumaczeniu Katarzyny Udryckiej jako "Pokochaj swój dom". Prawdopodobnie próbowano dostosować książkę do polskich realiów, mając nadzieję, że pod takim tytułem lepiej się sprzeda ;P To właśnie czteroosobowa rodzina Johnsonów produkuje jeden słoik śmieci rocznie, który tak bardzo zaszokował media. Nie jest to wcale takie proste w erze konsumpcjonizmu. 

Ogólnie w całym ruchu Zero Waste chodzi o to, żeby śmieciom nadawać nowe życie i szanować  zasoby tak, jakby miały się zaraz skończyć. A jeśli się nie da, to chociaż stosować złotą zasadę "kupuj tylko tyle, ile potrzebujesz". Nie mniej i nie więcej. Tak ja to rozumiem, ale od teorii do praktyki daleka droga. Mało kto jest w stanie pohamować konsumpcyjne zapędy, gdy spaceruje po galerii handlowej w gąszczu reklam, promocji i gustownych opakowań.

Mi jest pewnie nieco łatwiej niż niektórym (mimo mojego wrodzonego lenistwa), bo wychowałam się w domu, w którym zawsze szanowało się rzeczy i moi rodzice zastanawiali się trzy razy, zanim zdecydowali się coś wyrzucić. Nie wynikało to z ekologicznego podejścia do życia, tylko z oszczędności, ale efekt był ten sam. Wobec tego rozcinanie tubki po paście, aby wydobyć z niej resztki kosmetyku, mam we krwi.

Jednak szał zakupów mnie nie ominął. Gdy zaczęłam wreszcie zarabiać, musiałam odreagować i idąc za trendami kupowałam na potęgę ładne i drogie rzeczy, których wcześniej musiałam sobie odmawiać. W końcu obudziłam się w mieszkaniu pełnym niepotrzebnych przedmiotów, których w ogóle nie używam. Uświadomiłam sobie, że te rzeczy nie dają mi szczęścia i czuję się wśród nich jeszcze bardziej samotna i nikomu niepotrzebna, a w dodatku zwyczajnie przytłacza mnie ich nadmiar. Gdybym mogła, chciałabym odzyskać te wszystkie pieniądze, które na nie wydałam, bo teraz to dla mnie tylko przypadkowe przedmioty i sama nawet nie wiem, czemu kompulsywnie je kupowałam. Wydawało mi się, że nie mogę bez nich żyć. Byłam w błędzie. Na co dzień używam może 10% z nich!

Jest jeszcze jedna rzecz, która ostatecznie zmotywowała mnie do obrania innego kursu i wejścia na szlak bezśmieciowego życia. Kiedy pojechałam do Chorwacji na malowniczą wyspę Vis przejeżdżałam koło wysypiska śmieci usytuowanego na zboczu tuż przy miasteczku Komiža. Jest to bezkonkurencyjnie najpiękniejsza miejscowość na Visie. Zjeżdża się do niej po krętej drodze na stromym zboczu, z którego można podziwiać panoramę tego usytuowanego nad brzegiem morza miasteczka portowego. Z jednej strony widać zapierający dech w piersiach krajobraz, a z drugiej... no właśnie... wysypisko śmieci, na które mieszkańcy wywożą swoje odpadki. To wszystko turla się po zboczu, rozwiewa to wiatr i w końcu ląduje w morzu. Pomyślałam wtedy, że nie chciałabym, żeby moje śmieci tak szpeciły krajobraz. A takich właśnie wysypisk na świecie są miliony. Chcę coś zrobić, żeby tego uniknąć. Cokolwiek. 


Zdjęcie: Meredith Sorensen

No więc co ja mam zamiar zrobić, żeby uspokoić sumienie? Skupiać się bardziej na przeżyciach niż na rzeczach. ASzukać nowego zastosowania dla rzeczy, które już mi się nie przydadzą. Sprzedawać je na allegro albo szukać dla nich nowego domu. Unikać foliówek i kartonów na napoje. Wybierać produkty w szklanych opakowaniach, zamiast tych plastikowych. Używać wielorazowych toreb, pojemników itp. Nie brać ulotek ani darmowych czasopism. W miarę możliwości ograniczyć jakże wygodne zakupy przez internet i zamawianie jedzenia na wynos. Kupować mało, ale za to wybierać rzeczy dobrej jakości, które posłużą mi przez lata. Może być trudno, bo to oznacza, że będę musiała zrezygnować z wszechobecnych artykułów z Chin, które są wprawdzie tanie, ale po roku nadają się tylko do wyrzucenia.


À propos wyrzucania - wynosić śmieci na recykling. To może wydaje się oczywiste, ale w mojej wspólnocie mieszkaniowej niestety przegłosowano pomysł segregacji śmieci. Członkowie woleli płacić więcej za wywóz śmieci, a w zamian wrzucać wszystko do przysłowiowego "jednego wora", czyli kontenera na odpady zmieszane. Smutne. Dlatego zostaje mi PSZOK albo skup surowców wtórnych. Może jeszcze popytam koleżanki, czy nie mogłabym im podrzucać swoich śmieci ;) Oszczędzać prąd i wodę. Zbierać śmieci na spacerach z psem. W sumie proste. Te rzeczy nie ograniczają specjalnie komfortu życia, a są bardzo, ale to bardzo pożyteczne, więc czemu nie spróbować?

Nasuwa się pytanie, czy jedna osoba ostrożnie traktująca odpady w ogóle coś zmieni? Pewnie nie, ale jedna osoba więcej już tak! Dlatego myślę, że nie ma się co zastanawiać, czy to ma sens, tylko nie produkować odpadów. Właściwe podejście to "ja nie będę generować odpadów", a nie "sprawię, że na świecie będzie mniej odpadów". Nie zmienimy nagle całej gospodarki, nie postawimy na głowie świata i nie odwrócimy o 180 stopni przyzwyczajeń miliardów ludzi codziennie niszczących środowisko. To że "Ty nie generujesz śmieci" wystarczy! Jak to się mówi "zmieniając siebie, zmieniasz świat". Więc do dzieła! A tak całkiem  serio, to nie wiem, jak jest naprawdę. Prawdopodobnie proces destrukcji dawno się rozpoczął i nie możemy już go zatrzymać. Jedno wiem na pewno, nie chcę już być jego częścią.

Zainteresowanych odsyłam na stronę Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste i Fundacji Alter Eko po więcej informacji na temat życia bez śmieci i związanych z tym akcji. Znalazłam tam wiele przydatnych wskazówek dotyczących tego, jak zacząć. Ciekawą lekturą może okazać się kultowa książka Amy Korst "The Zero Waste Lifestyle", która jest już dostępna w Polsce pod tytułem "Styl życia Zero Waste". Polecam też "Życie Zero Waste" Katarzyny Wągrowskiej oraz  "A Zero Waste Life in Thirty Days" Anity Vandyke, których recenzje zamierzam zamieścić na tym blogu.

Polecane przeze mnie strony internetowe:

W internecie jest masa materiałów pomocniczych dla początkujących. Na stronie going zero waste jest dostępny darmowy poradnik w formacie e-book (Zero Waste E-Book), wystarczy zasubskrybować newsletter i już :) A Anna i Charlotte z Zero Waste Life udostępniają u siebie bezpłatną listę rzeczy przydatnych na początku przygody z zero waste (Starter Checklist) oraz plan śledzenia postępów na 30 dni w formacie PDF (The 30 Days to Zero Waste Tracker).

Trzymajcie za mnie kciuki!

Komentarze

  1. Jeszcze jedno! Zainteresowanych odsyłam do filmiku z serii TEDx Talks z udziałem Bei Johnson. To takie zero waste w pigułce ;) https://www.youtube.com/watch?v=CSUmo-40pqA

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty